Branża gastronomiczna ze sporym entuzjazmem rozpoczęła wiosenny okres post-covidowy. W ten trend idealnie wpisuje się tegoroczna edycja Riesling Weeks, która trwa wyjątkowo dwa miesiące (czerwiec-lipiec). A to oczywiście oznacza wiele ciekawych degustacji, konkursów i spotkań przy tym królewskim, a do tego naszym ulubionym białym szczepie. Szczegóły znajdziecie oczywiście na stronie Niemieckiego Instytutu Wina, który jest organizatorem tej akcji.
W ramach Riesling Weeks oraz na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina mieliśmy okazję wziąć udział w degustacji zorganizowanej w ciekawym miejscu – winebarze Czarne Czerwone Złote. Pisaliśmy o nim swojego czasu na Facebooku, bo jeszcze w ubiegłym roku (bodajże jakoś w wakacje) wpadaliśmy tam na chwilę. Już wtedy zaimponowała nam szeroka lista win od naszych sąsiadów, wśród których znajdowało się sporo naprawdę wybitnych nazwisk. Horst Sauer, von Winning, van Volxem, Haymann-Löwenstein, August Kessler, Wittmann, Robert Weil, Rebolhz, Meyer-Näkel, Friedrich Becker – chyba nie było do tej pory w Polsce importera, który mógłby poszczycić się tak imponującą listą czołowych niemieckich producentów.
Dodatkowo ceny jakie proponuje importer są naprawdę atrakcyjne (a akurat w cenach niemieckich win jesteśmy dobrze rozeznani i wiemy, co mówimy). Od niedawna lokal ma też nowego szefa kuchni, Pawła Rosińskiego, który zdobywał doświadczenie m.in. w Polonia Palace Hotel, Restauracji Merliniego, Mokotowskiej 69 czy Opasłym Tomie. Kolacja była więc też okazją, by przetestować kilka pozycji z nowego menu.
Spróbowane wina i dania:
Robert Weil Riesling Brut Rheingau 2017 (Czarne Czerwone Złote, 122 zł)
Na aperitif zaproponowano nam tego musiaka z Rheingau. Robert Weil to firma dość sporych rozmiarów (90 hektarów), skupiająca się wyłącznie na rieslingach, którymi obsadzonych jest 100% winnic należących do rodziny. W aromacie dość skromne, ale na podniebieniu o przyjemnie kremowej strukturze, ale też odpowiednio kwaskowe. Orzeźwiające, jabłkowo-cytrynowe, idące bardziej w stronę owocowej świeżości niż drożdżowej głębi. W roli pierwszego wina tego ciepłego i słonecznego wieczoru sprawdziło się znakomicie. Bardzo dobre- (89/100).
Erbeldinger Riesling Hichgewächs Feinherb Rheinhessen 2020 (City Wine)
Do drugiego wina podano nam bardzo smaczną przystawkę, holenderskiego matjasa z placuszkiem ziemniaczanym, crème fraiche i konfiturą z cebuli. Bardzo lubimy śledzie, choć w sumie jadamy je stosunkowo rzadko, w tym wydaniu był on świetnej jakości, a dodatki zgrywały się z nim idealnie.
Wino ze sporym cukrem resztkowym (niemal 20 gram, przy 6 gramach kwasowości) miało w założeniu stanowić kontrapunkt do słoności śledzia i jednocześnie dobrze zgrać się z konfiturą z cebuli. Jednak tej słodyczy okazało się trochę zbyt wiele, mieliśmy tu bowiem mnóstwo tropikalnego owocu (mango), ale też gruszki i cytryny. Aromat jest mocny, powtarzający się w ustach, gdzie ten riesling jest dość krągły, o wyraźnie wyczuwalnej słodyczy. Dobre+ (88/100).
Marto Wines Riesling Trocken Rheinhessen 2019 (TERROIRyści)
Tatar wołowy i riesling? Już kiedyś słyszeliśmy głosy powątpiewające w to połączenie, ale sami jesteśmy jego wielkimi orędownikami. Tutaj podano go z majonezem truflowym, kaparami, szalotką i jakiem przepiórczym. Nie jest to najlepszy tatar, jaki próbowaliśmy w Warszawie, ale jest wciąż bardzo smaczny.
Marto Wines to projekt, za którym stoi Martin Wörner, który po pracy u takich znanych producentów win naturalnych jak Matassa czy Gut Oggau, postanowił samemu rozpocząć ich wytwarzanie w Hesji Nadreńskiej. Przez użycie do fermentacji pełnych kiści, dojrzewanie na osadzie w beczkach i brak klarowania, są tutaj wyczuwalne taniny. Wino jest mocno gruszkowe, o maślanej fakturze, z dodatkiem brzoskwiń i płatków kwiatów. Pomimo tej całej aromatyczności jest przy tym potężnie kwaskowe i wyciągnięte jak struna. Na podniebieniu pojawiają się nuty suszonego siane, ale też wyraźna pieprzność i pikantność. Do tatara spisało się bardzo dobrze. Bardzo dobre+ (91/100).
Christine Pröstler Retzbacher Riesling Trocken Franken 2018 (Frank Winebar & Shop)
Kolejnym daniem był flammkuchen, a więc można z przekąsem powiedzieć niemiecka odpowiedź na pizzę. Jest to cieniutki podpłomyk, którego klasyczna wersja zawiera na sobie boczek, czerwoną cebulą oraz crème fraiche, ale (jak i przy pizzy) inne warianty zależą jedynie od kreatywność kucharza. My dostaliśmy wersję z gruszką, gorgonzolą, orzechami włoskimi i rukolą.
O winach od niezwykle sympatycznej producentki Christine Pröstler pisaliśmy przy okazji otwarcia winebaru Frank, który sprowadza je do Polski. W tym przypadku mamy rieslinga pachnącego brzoskwiniami i jabłkami, ale na języku odznaczającego się mocna, wyrazistą kwasowości, jedynie delikatnie przełamaną kilkoma kropelkami masła. Do flammkuchen zabrakło jednak nieco cukru, lepiej spisałoby się wino od Weingut Erbendlinger. Bardzo dobre- (89/100).
Heymann-Löwenstein Schifferterrassen Riesling Trocken Mosel 2018 (Czarne Czerwone Złote, 126 zł)
Pierwszym z głównych dań była najsmaczniejsza propozycja tego wieczoru – smażony sandacz na tymiankowym risotto z boczniakiem królewskim. Ryba była idealnie wysmażona, wciąż bardzo soczysta, a kremowe risotto zgrywało się z nią naprawdę idealnie. Całości akompaniowały wyraźne smaki bocznika i tymianku. Świetne, ale i nieprzekombinowane danie.
Miało ono godnego towarzysza od jednego z najlepszych producentów znad Mozeli. Heymann-Löwenstein położony jest w jej dolnym biegu, nieopodal ujścia Mozeli do Renu w Koblencji, w regionie zwanym Terrassenmosel, co doskonale oddaje charakter miejscowego terroir. Dominują tutaj bowiem ultra strome winnice, poprzecinane wąskimi tarasami. Wina od tego producenta za młodu wydają się nam być bardzo zamknięte, ale w tym przypadku mamy już pierwsze oznaki ewolucji, nieco orzechów, roztopionego masła, kandyzowanych owoców. Jednak dominującym elementem (typowym dla producenta) jest potężny ładunek mineralności, krzesiwa i dymu. Wino jest mocno zbudowane, napięte, a przy tym ze sporą dawną orzeźwienia i świeżości. Piękne i mające przed sobą jeszcze sporo czasu. Znakomite- (92/100).
Schäfer-Fröhlich Stromberg Riesling GG Nahe 2017 (Vinoteka 13)
O ile jak wspominaliśmy podawanie tatara do rieslinga nie jest dla nas niczym niezwykłym, to jednak taki pairing ze stekiem był już dla nas nowym doświadczeniem. Antrykot został wysmażony idealnie, podano do niego proste dodatki, szparagi i ziemniaczane puree (i bardzo dobrze, jeśli mamy dobrej jakości mięso nie ma sensu kombinować z wymyślnymi dodatkami) oraz sos bernaise.
Set win tego wieczoru trafił idealnie w nasze gusta, bo Schäfer-Fröhlich to nasz ulubiony winiarz z Nahe. Dodatkowo mieliśmy tu wino klasy Grosses Gewächs z winnicy Stromberg zlokalizowanej w miejscowości Bockenau. Winnica posiada idealnie południową ekspozycję, dodatkowo położony nad nią las chroni ją przed północnymi wiatrami. Dominuje na niej gleba wulkaniczna, porfir, a krzewy mają nawet 70 lat. Jest to oczywiście wino strasznie młode jak na GG, ale już teraz pokazuje swój olbrzymi potencjał. Pachnie jabłkami, z dodatkiem soku z cytryn, ale i brzoskwini. Ma mocną strukturę, w tym momencie tym silniej wyczuwalną, że wino jest jeszcze zbite, ściśnięte, skupioną bardziej do środka, niż pokazujące swoje oblicze na zewnątrz. Potrzebuje co najmniej 5 lat, by pokazać pełnię swojej klasy. A jak pasowało do steka? Zaskakująco ciekawie, intensywna kwasowość przecinała fakturę wołowiny, jak również dobrze zgrywało się z dodatkami. Znakomite+ (94/100).
Andrzej Greszta Kröver Letterlay Riesling Spätlese Halbtrocken Mosel 2018 (Winnice Eurazji)
Lubimy nieskomplikowane i niezbyt słodkie desery, dlatego spróbowanego musu z mango z mascarpone i kruszonką moglibyśmy zjeść za jednym razem nawet i dwie porcje.
Andrzej Greszta to „nasz człowiek” nad Mozelą, dlatego cieszy, że wina te znalazły kolejnego importera. Andrzej początkowo pracował nad Mozelą jako zwykły pracownik u różnych winiarzy (kontyngent Polaków pracujących na niemieckich winnicach jest zresztą całkiem spory, spotykaliśmy ich niemal u każdego odwiedzonego winiarza zza Odry), by w 2006 roku po raz pierwszy spróbować samodzielnie wyprodukować wino z wydzierżawionego spłachetka wielkości 0,2 hektara. Mamy tu pełną gamę tropików na czele z nutami mango i marakui. Za to w ustach więcej już cytryn i gruszek, a do tego też ziół i grejpfruta. Dojrzałe, choć do tego deseru chciałoby się jeszcze więcej cukru. Znakomite+ (94/100).
To była piękna kolacja, zarówno kuchnia jak i wino stanęły w pełni na wysokości zadania. Co prawda, niektóre połączenia nie były idealne, ale przecież całe życie składa się z prób znalezienia pairingu idealnego. Korzystajcie z Riesling Weeks (na stronie interetowej znajdziecie kalendarz imprez), bo to idealna okazja, by poznać jeszcze lepiej niemieckie rieslingi.